wtorek, 28 lutego 2012

11 El, bez takich, ja mam dziewczynę.

Rozdział XI

Przekręciłam klucz w drzwiach. Stałam cała przemoczona i przewieszoną torbą przez ramię i wściekła szarpałam się z zamkiem do tego przywiozłam deszczową pogodę rodem z Londynu. Pięknie.
Warknęłam i z całej siły szarpnęłam kluczyk, wtedy usłyszałam dźwięk łamania i uderzyłam twarzą we framugę.
Przeklęłam na głos po czym od razu zaczęłam się rozglądać czy nikt nie był tego świadkiem. Na szczęście nie. Zsunęłam się na ziemię zrzucając torbę koło siebie a klucze cisnęłam w powietrze. Na szczęście rodzice pomyśleli o zamontowaniu małego daszka nad drzwiami, przynajmniej nie musiałam moknąć. Było bardzo późno mimo to zdecydowałam się zadzwonić do Bianki, ona miała moje zapasowe klucze od domu. Miała wyłączony telefon. Angie? Spróbowałam zadzwonić do drugiej przyjaciółki. Brak zasięgu. Świetnie. Została mi tylko babcia mieszkająca we Francji i rodzice którzy byli.. właściwie nie wiadomo gdzie. Załamałam ręce i usiadłam po turecku obejmując swój telefon w dłoniach i przejeżdżając palcami po mokrym od deszczu wyświetlaczu. Skrzywiłam się lekko kiedy przyszło mi do głowy że Louis może mieć jeszcze moje zapasowe klucze, ale do niego nie chciałam dzwonić. Jako dobra przyjaciółka musiałabym zagadnąć o jego dziewczynę, a tego w żadnym wypadku nie chciałam robić. Postanowiłam dzwonić raz do Angie raz do Bianki i w końcu dodzwonić się do jednej z nich. Kiedy zadzwonił telefon odebrałam nie upewniając się kto dzwoni.
- No nareszcie! Ile można do ciebie dzwonić? Słuchaj już jestem w Doncaster, ale złamał mi się klucz, jesteś może w stanie jakoś dostarczyć mi swój zapasowy?
- Skoro złamał ci się klucz to nawet zapasowego nie wsadzisz do zamka. I wcale do mnie nie dzwoniłaś wcześniej..
To właśnie jest moje cholerne szczęście.
- Louis! - Zawołałam z udawanym entuzjazmem, a kiedy uświadomiłam sobie co powiedział uderzyłam lekko otwartą donią w czoło.
- Masz rację, na nic mi zapasowy klucz.
- Wejdź tylnym wejściem.
- Nie mam klucza.
- To dlaczego ja go mam? - Czułam w jego głosie rozbawienie i automatycznie uśmiechnęłam się.
- Są pewne sprawy których nigdy nie zrozumiem. - Zaśmiałam się.
- Zaraz będę.
Będę musiała poważnie ze sobą porozmawiać na temat sprawdzania od kogo odbieram telefony.

- Boże Eleanor jak ty wyglądasz?
Zawołał wybiegając z samochodu i zmierzając w moim kierunku. Odetchnęłam z ulgą, że nie ma z nim tej jego ukochanej, po tym związku wszystkiego można się spodziewać. Przynajmniej w moim mniemaniu.
- Ty już lepiej się nie odzywaj i dawaj klucz.
- Powiedziała dziewczyna do swojego przyjaciela który ratuje ją z opresji o 2 w nocy. - Zaśmiał się i biorąc moją torbę ruszył w kierunku ogrodu. Po drodze schylił się po moje klucze i spojrzał pytająco na mnie.
- Nie pytaj lepiej. - Zaśmiałam się i poczłapałam za nim. Wchodząc do domu i czując swojski zapach utwierdziłam się w przekonaniu, że nie ma to jak w domu.
- Idź się przebierz, ja zrobię herbatę i pogadamy.
O nie .. tylko nie to. Mimo szczerych obaw a propos rozmowy, grzecznie ruszyłam w kierunku schodów prowadzących do mojego pokoju. Po drodze pozbawiłam się przylegającej do ciała koszulki, na co usłyszałam ciche gwizdanie Louisa.
- El bez takich, ja mam dziewczynę.
Zrobiłam się czerwona jak burak i okrywszy się koszulką popędziłam na górę.
- El, przecież ja żartowałem! - Krzyknął za mną a ja wbiegłam do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi. Wcześniej normalnie nie wstydziliśmy się siebie.. czy naprawdę wszystko miało się zmienić? Wiedziałam, że żartował, ale kiedy przypomniał mi o fakcie że już nie jest sam i usłyszałam to z jego ust, naprawdę w to uwierzyłam. Westchnęłam ciężko i poszłam się przebrać w suche ubrania.
Zeszłam na dół dalej czując się niezręcznie i miałam nadzieję, ze chłopak nie wróci do zajścia sprzed kilku minut.
- I jak było w Londynie? - Zapytał kiedy usłyszał, że wchodzę do kuchni.
- Ty mi lepiej powiedz jak to się stało, że jesteś z Hannah co ? - zapytałam jak na normalną przyjaciółkę przystało, bo prawdziwa Eleanor odwlekałaby ten temat. Teraz musiałam myśleć nad każdym wypowiedzianym słowem i jego tonacją a także wydźwiękiem. Myślałam jak zachowywałabym się gdyby to Angie znalazła sobie nowego chłopaka. Ją od razu bym wypytywała o wszystko. Zwyczajnie musiałam wczuć się w odgrywaną teraz rolę. Choć to wiele mnie kosztowało, to nie mogłam się sprzedać.
- Ah. - Zaśmiał się Louis. - Od początku dobrze się z nią dogadywałem. Ale na balu zaiskrzyło. Naprawdę mocno. - Zaśmiał się i spojrzał na mnie, wtedy błyskawicznie przybrałam maskę, głupkowaty uśmiech i podniecenie. Wskoczyłam na blat znajdujący się za nim, był w trakcie robienia herbaty i tostów więc mogłam spokojnie ściągnąć fałszywą maskę i mówić do jego pleców.
- No, ale tak krótko się znacie...
- Wiem. - Przerwał mi. - Ale czuję jakbym znał ją od bardzo dawna.
Boże, co ty opowiadasz? Poznałeś ją przez miesiąc bardziej niż mnie? Pomyślałam i przeczesałam palcami wilgotne włosy.
- Dzisiaj pojechaliśmy na lodowisko. Wiesz w tamto miejsce gdzie mi kiedyś pokazałaś. O. zobacz. - Wyciągnął telefon chcąc zapewne pokazać mi zdjęcie ich obojga , bo chyba nie budynku lodowiska.
Wyciągnął w moim kierunku telefon, przybrałam maskę. Szło mi całkiem nieźle.

Jak mogłeś zabrać ją w miejsce w które sama kiedyś cię zabrałam? Te słowa aż cisnęły mi się na usta, jednak przełknęłam tylko ślinę i uśmiechnęłam się sztucznie. Chłopak schował telefon i odwrócił się by zalać herbatę. Przewróciłam oczami mając ochotę kopnąć go z całej siły w dupę!
- Ale zapytałeś ją czy.. jak to się stało! Opowiadaj jestem kobietą, lubię plotkować! - Ten tekst pochodził z mojego scenariusza i nienawidziłam siebie za to co teraz robiłam. Jak jednocześnie kłamałam przed nim i skazywałam się na słuchanie tego wszystkiego.
- To było tak. - Dajcie pistolet. - Zaprosiłem ją na bal kiedy ty się nie zgodziłaś. Ja Louis Tomlinson miałem iść sam na bal? Była zwykłą koleżanką, ale jak ją zobaczyłem na balu. Wyglądała ślicznie. Widziałaś pewnie zdjęcia..
Kiwnęłam błyskawicznie głową.
- Tańczyliśmy, trochę wypiliśmy.. pocałowała mnie i jakoś tak, samoistnie zostaliśmy razem. Nie pytałem jej o nic. 
Przytaknęłam chcąc dać mu do zrozumienia że wiem o co chodzi, rozumiem i żeby najlepiej się zamknął, albo oblał mnie wrzątkiem. 
- Czemu do mnie zadzwoniłeś? Przed chwilą, coś się stało?
Zmieniłam nagle temat nie chcąc już udawać przykładniej przyjaciółki. 
- Nie. Chciałem się dowiedzieć czy wróciłaś bezpiecznie. Wcześniej sprawdziłem rozkład pociągów i obliczyłem o której mniej więcej możesz być w domu. 
Ponownie przytaknęłam. W zasadzie od kilkunastu minut machałam głową jak te małe pieski które się stawia w samochodach by denerwowały ludzi przesiadujących w aucie. Natychmiast przestałam.
- Więc.. jak poszło?
- Tak sobie. Miałam za małe buty, kilka razy zachwiałam się na wybiegu. - Nie mogłam przecież przyznać się do tego że tak się przejęłam wpisem na Facebooku, że Louis ma dziewczynę, że nie mogłam się skupić na pracy. - Przez co pociągnęli mi trochę z pensji. Ale niedużo. Ah.. i mam coś dla ciebie!
Uśmiechnęłam się i zeskoczyłam z blatu podbiegając do swojej torby. Podeszłam do niego z wyciągniętymi do przodu bokserkami z napisem " I love London." 
- Hah.. tylko nie mów Hannah! - Panie i Panowie oto mistrz w psuciu mi humoru i rujnowaniu życia, przed Państwem Louis Tomlinson. - Dziękuję są wspaniałe.
- Spokojnie to będzie nasza tajemnica.
To miał być świetny żart a skończyło się na tym, że poczułam się niezręcznie. Od teraz postanowiłam mieć się na baczności, czyli już zawsze będę musiała udawać kogoś innego. 
Napiliśmy się herbaty i zjedliśmy tosty kończąc oglądanie RRRrrr siedząc na ziemi pod jednym kocem. Powinnam czuć się jak dawniej, że odzyskałam to co chciałam. Ale czułam się okropnie. Zasnął w połowie filmu z opartą głową o siedzenie kanapy. Oczywiście z otwartą na oścież buzią. Miałam ochotę odegrać się na nim za to co zrobił mi rok temu zatykając nos, ale tylko wyłączyłam telewizor i opierając się na łokciu wpatrywałam się w niego. Po dłuższej chwili przysunęłam się najdelikatniej jak potrafiłam do niego unosząc wcześniej lekko koc. Lustrowałam jego twarz, znałam ją tak dobrze. Każdy jego pieprzyk, najmniejszą bliznę i jej historię. Hannah na pewno nie wiedziała, że małe, niedostrzegalne wgłębienie na jego łuku brwiowym jest od uderzenia w kant stołu w podstawówce. A małe przebarwienie na szyi od oparzenia olejem kiedy chciał zobaczyć jak smażą się pączki, miał wtedy 8 lat. Przejechałam delikatnie palcem po ciemnej plamce. Wiedziałam, że się nie obudzi, miał twardy sen, czego również nie wiedziała blondynka. Przysunęłam się bliżej i pocałowałam go w skroń zaciągając się jego zapachem.  Wstałam kładąc go delikatnie na miękkim dywanie. Podłożywszy mu poduszkę pod głowę, przykryłam kocem. Sama zaś ułożyłam się na kanapie. Wpatrując się w śpiącego pode mną chłopaka zasnęłam z lekkim uśmiechem na ustach,
Rano obudziłam się sama, przykryta tym samym kocem z dziwnym uczuciem, że mam na policzku zaschniętą łzę. 


______________
wiele powtórzeń, wiem przepraszam. kiedy to pisałam wydawało się lepsze. co sądzicie? jak wy byście się zachowywały na miejscu Eleanor ? 
angela <3
@ prettysparkles
faan <3

niedziela, 26 lutego 2012

10 Bal

Rozdział X


Tęskniłam za Louisem, który kontaktował się ze mną coraz rzadziej. Przyzwyczaiłam się już do myśli, że wspaniały rok jaki z nim spędziłam odszedł z zapomnienie i był tylko pięknym okresem w moim życiu. Przez kolejne dni starałam się poświęcać jak najwięcej czasu dziewczynom. Tym bardziej, że Angie czekała przeprowadzka.
- Gdzie jest Bianka? - Zapytałam znosząc po schodach kolejne pudło z komiksami przyjaciółki.
- Powiedziała, że ma jakiś nadzwyczajny trening czy coś takiego.. - Angie krzątała się po pokoju segregując kosmetyki do poszczególnych kartonów. Jako, że nigdy nie lubiłam rozmawiać z dziewczynami o mnie i Louise, to dzisiaj chciałam, żeby dziewczyna o niego zapytała. Chciałam jej się zwierzyć i wysłuchać jej opinii. Usłyszeć, że przesadzam i wcale ta blondynka Hannah mi nie zagraża. Chciałam też wymówić głośno jego imię.
- Louis... - wyrwało mi się. Podniosłam się z kucek i odwróciłam w stronę Angie. Stała wpatrzona we mnie z troską i podniesioną jedną brwią, zawsze zazdrościłam jej tej umiejętności.
- El, chcesz porozmawiać?
- Poproszę. Tylko najpierw uporajmy się z tym. - Posłałam jej uśmiech i schyliłam się po kolejny karton. Jak dobrze mieć domyślną przyjaciółkę. Kiedy wszystkie pudła zostały zniesione na parter i opisane, mogłyśmy spokojnie udać się na taras gdzie leżała wielka skórzana kanapa. Miejsce gdzie najlepiej się spało, jadło, rozmawiało, śpiewało, piło.. tam spędzałyśmy najwięcej wolnego czasu razem.
- Widzę, że coś z się z tobą dzieje. Ale nie chciałam pytać, nie lubiłaś poruszać tematu Louisa. Chodzisz z kąta w kąt, jesteś przybita. I śmierdzisz papierosami.. - rzuciła Angie i przysunęła się do mnie.
- Ostatnio mam wrażenie, że Lou znalazł sobie mój zamiennik. Wprowadziła się koło niego niejaka Hannah Walker. Blond niebieskooka piękność z którą to teraz woli spędzać czas. Ostatnio umówiłam się z nim na rampie, nie minęła minuta a już musiał lecieć do niej bo wywaliło jej korki, zrobiłam mu scenę przyznaję. Ale kilka dni później kiedy pojechałam go odwiedzić znowu był z nią. Nawet nie ma czasu wysłać mi głupiego sms'a.
- Doskonale wiem o czym mówisz.. i rozumiem cię.
- Naprawdę?
- Tak. Mam tak samo. Ktoś ostatnio zabrał mi moją przyjaciółkę. - Angie spojrzała na mnie z ukosa. Wtedy zorientowałam się o co jej chodzi. To Louis 'odciągnął' mnie od niej.
- Angie.. to nie tak.
- Spokojnie, nie mam ci za złe, że chcesz się z nim przyjaźnić, tylko czasem trochę mi cię brakowało, to tyle.
- Przepraszam, ale on jest dla mnie ważny, chciałabym, żeby było jak dawniej. Albo.. najlepiej żeby w ogóle nigdy nie pojawił się na tej imprezie Bianki. - Westchnęłam i podkuliłam kolana. Wtedy ujrzałam idącego w naszą stronę Louisa. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na Angie. Ta siedziała uśmiechnięta i oświadczyła, że jeszcze musi coś spakować i zostawiła mnie z Lou. Chłopak jednym susem pokonał schodki prowadzące na taras, machnął na powitanie do wchodzącej do domu Angie i podszedł do mnie siadając na kanapie.
- Szukałem cię. Nie odbierasz telefonu.
- Został na piętrze. - Powiedziałam uśmiechając się szeroko na widok chłopaka. Wydawało mi się, że ma dłuższe włosy. Czy naprawdę aż tak się od niego oddaliłam?
- Tak się składa, ze mam dla ciebie bardzo kuszącą propozycję.
- Ah tak?
- Ah tak. Zastanawiałem się czy nie poszłabyś ze mną na bal maturalny. - Uśmiechnął się od ucha do ucha. Skupiłam się niestety bardziej na jego uśmiechu niż na tym co powiedział.
- Słucham ?
- Pójdź ze mną na bal. Za dwa tygodnie w piątek. Będzie zabawa.
- Jasne. Pewnie. - Odpowiedziałam obojętnie ale w żołądku mi aż zakołotało. Jakie szczęście jednak nasza przyjaźć nadal trwała, a on wybrał mnie żebym z nim poszła na bal. Oczywiście bez żadnych podteksów, on nie miał dziewczyny, a ja byłam jego jedyną najbliższą towarzyszką. Uśmiechnęłam się szeroko co zdradzało mój entuzjazm.. który zaraz opadł.
- Zaraz, zaraz.. kiedy to jest ?
- Za dwa tygodnie w piątek. - Powtórzył chłopak.
- Ale Louis, ja wtedy wyjeżdżam. Jadę na pokaz do Londynu. Nie będzie mnie od czwartku do niedzieli.
- Nie żartuj. - Powiedział wyraźnie zawiedziony. Zawsze chciałem cię zobaczyć w świecącej kiczowatej sukience, zamiast jeansów i białych koszulek z nadrukami.. nie mów że przepadnie mi ten widok.
Kopnęłam do lekko stopą w łydkę śmiejąc się głośno.
- Przestań, ja naprawdę chciałabym tam iść z tobą, nie mogę jednak odwołać pokazu.
- No dobra.. kiedy indziej wybierzemy się na tańce. Owinął mnie za szyję ramieniem i potarł pięścią o czubek głowy.
- Pomóc wam w czymś?
- Trzeba zanieść te pudła do ciężarowki. - Wskazałam chłopakowi wóz.
- I po co pytałem.. no dobra do roboty!
Uśmiechnęłam się. Jednak znowu było jak dawniej.
Spotykaliśmy się prawie codziennie od czasu przeprowadzki u Angie. Wiedziałam też że czasami przychodziła do niego Hannah. Ale nie przejmowało mnie to już zbytnio zważając na to, że byłam z nim całymi dniami, czyli z nią mógł być tylko kawałek wieczoru podczas spaceru z psem.
Nadeszła pora na mój pokaz. Spakowałam wszystko co było potrzebne i wyruszyłam pociągiem do stolicy. Po pierwszym dniu byłam bardzo zadowolona. Nie była to żadna pierwsza liga, mały pokazik, dla podmiejskiego magazynu. Od czegoś trzeba zacząć. Całymi dniami przesiadywałam w sklepach na wyprzedażach jakie tylko w Londynie mogą się trafić, a wieczorami chodziłam po wybiegu. Kupiłam nawet Louisowi i dziewczynom koszulki z napisem " I love London", no dobrze przyznaję.. Lou dostał bokserki z takim napisem.  Było świetnie i prawie nie myślałam o domu. W piątek naszła mnie ochota by sprawdzić co dzieje się u Louisa i dziewczyn na facebooku. Najpierw zajrzałam do dziewczyn.
Bianka: " Idziemy z Angie na podbój miasta. Najpierw Chicago Club. Kto idzie z nami?? "
Angie: " Balanga na całego! El żałuj że nie ma cię z nami!"
Odpowiedziałam komentarzem i " lubię to" uśmiechając się do siebie mimochodem.
Najlepsze zostawiłam sobie na później byłam ciekawa jakie zdjęcia pojawiły się na profilu Louisa. Było już późno więc na pewno ktoś zdążył wrzucić co nie co. Zamarłam pochylając się nad ekranem laptopa chcąc się upewnić czy aby nie śnię. Louis i Hannah dodali zdjęcie z balu.

A więc zabrał Hannah na bal. Mogłam się tego spodziewać, przecież nie poszedłby sam. Wyglądała bardzo schludnie, skromnie.. musiałam przyznać, ze podobała mi się w tej sukience. Uśmiechnęłam się zasłaniając dziewczynę dłonią i zostawiając sobie samego Louisa. Wyglądał tak elegancko. Zaśmiałam się. Możesz być spokojna Eleanor, wybrał ją, bo ty nie mogłaś iść. To ciebie zapytał jako pierwszą, dalej jesteś jego najlepszą przyjaciółką, numerem jeden.
Zjechałam spokojnie w dół strony kiedy ku moim oczom rzucił się kolejny wpis:
"Louis Tomlinson jest w związku z Hannah Walker".

sobota, 25 lutego 2012

9 "RRRrrr..."

Rozdział IX

Hannah Walker

Następnego dnia nie byłam już aż tak zła na Louisa. Oczywiście, cały czas nie mogłam zapomnieć o tym jak się czułam kiedy wystawił mnie do wiatru, ale tak bardzo bałam się że nasza rozłąka na dłuższą metę może przynieść niepożądane rezultaty, że postanowiłam coś z tym zrobić. Postanowiłam odwiedzić chłopaka.
Zapakowałam nasze ulubione przekąski na mój skuter i zabrałam też ze sobą naszą ulubioną komedię. Byłam pewna, że ten zestaw rozładuje napięcie jakie powstało między nami i znowu staniemy się nierozłączną parą przyjaciół. W końcu roczny staż musi coś znaczyć, ot tak nie można zaprzepaścić takiej pięknej historii. Zajechałam przed dom chłopaka i wzięłam pod pachę zapełnioną torbę z zapasami i filmem. Z trudem taszczyłam to aż do drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem i zaopatrzyłam się w swój najsłodszy uśmiech, mając nadzieję, że wyjdzie mi tak słodki jaki zawsze przyodziewał Louis i dzięki niemu zapomni o wczorajszym zajściu. Kiedy klamka poruszyła się byłam już pewna że wszystko potoczy się po mojej myśli i już dziś wrócę do domu z czystym sumieniem. Niestety, przeliczyłam się i to bardzo.
- Cześć. W czym mogę pomóc? - W drzwiach stała wysoka blondynka o niebieskich jak ocean oczach. Bardzo schludnie ubrana z rozpuszczonymi włosami stała obca dziewczyna. Przez sekundę przyszło mi na myśl, że trafiłam pod zły adres, jednak to nie było możliwe, bywałam tu tak często, że taka sytuacja nie mogła mieć miejsca. Nie odezwałam się gdyż słyszałam, że nadciąga pomoc, Louis.
- Hej. Eleanor! - Wyraźnie ucieszył się na mój widok, poznawszy mnie już z drugiego końca korytarza. - Hannah mówiłem ci o Eleanor. - Zwrócił się do dziewczyny uradowany-  To właśnie ona. Eleanor - Hannah. Hannah - Eleanor.- Przysięgam miałam ochotę wsadzić sobie nóż w brzuch.
Postarałam się o byle jaki uśmiech i ciche ' cześć ' . Dziewczyna obnażyła proste białe zęby i wyciągnęła w moim kierunku rękę, kiedy jednak zauważyła, że mam zajęte ręce tobołami cofnęła ją i zaśmiała się piskliwie. Blondynka - pomyślałam pogardliwie, jednak zaraz się za to skarciłam. Zawsze gardziłam ludźmi oceniającymi innych po pozorach. Ale nie mogłam się w tym przypadku wprost powstrzymać.
- Wejdź, proszę! - Powiedziała i odsunęła się na bok bym mogła wejść do mieszkania. Dlaczego ta dziewczyna miała wpływ na to czy wejdę do swojego drugiego domu czy nie. To ja powinnam tu ją wpuszczać. Czułam się jak intruz, jak wykluczony ze swojego terenu intruz. Nie miałam ochoty tu być, o nie!
- Wiecie co, ja może nie będę przeszkadzała. Nie chcę się narzucać i w ogóle. - Chrzaniłam trzy po trzy mając nadzieję, że moje słowa mają jakikolwiek sens, niestety nie miały. A ja traciłam na wiarygodności z każdą sekundą. Hannah po prostu stała i przypatrywała się mnie. Louis zrób coś. Powiedz żebym sobie poszła. Nie widzisz, że nie chcę tu być? Dziewczyna spojrzała na Louisa, także czekając na to co powie. Pewnie chciała, żebym sobie poszła. A jakżeby inaczej.
- Zostań. Właśnie nie mięliśmy już nic do roboty. Co przyniosłaś? - Powiedział niedomyślny Lou.
O nie , na pewno nie podzielę się z nią moim jedzeniem i naszym ukochanym filmem. Ona na pewno go nie obejrzy. Niestety co innego myślałam co innego robiłam i mówiłam.
- Przyniosłam "RRRrrr..." , kilka smakołyków.. miałam nadzieję, że możemy to obejrzeć, ale..
Już chciałam się wymigać kiedy Louis klasnął w dłonie i podskoczył kilka razy do góry.
- Widzisz Hannah! Wspominałem ci o tym filmie.
- Ah.. tak. Może go teraz obejrzymy? Masz ochotę?
Nie czekała nawet na moją odpowiedź, chwyciła film z moich rąk i podbiegła do telewizora. Starałam się unikać wzroku Louisa, mogłabym coś zasugerować jednym spojrzeniem, a nie chciałam wychodzić na idiotkę. Byłam zła, że opowiedział jej wszystko. Że mówił jej o mnie i powiedział jaki jest nasz ulubiony film. Przecież tak długo pracowaliśmy nad znalezieniem tego jedynego. Teraz w przeciągu kilku dni, miał zamiar wszystko wypaplać tej blondynce? Jaki w tym sens? Co ja tu robię?
Usłyszałam głos lektora który rozpoczynał film. Usiadłam mimowolnie na kanapie i oparłam się o boczne oparcie kanapy. Louis rozsiadł się koło mnie. Dziewczynie został osobny fotel. Ucieszyło mnie to. W jakimś sensie byłam teraz z nim sam na sam. Akcja filmu powoli się rozkręcała i ukazywało się coraz więcej zabawnych scen z których zawsze miałam ubaw z chłopakiem. Śmialiśmy się na tych samych scenach co zawsze, komentując głośno i cytując  ulubione fragmenty. Hannah zdawała się nie rozumieć tego rodzaju humoru więc siedziała i tylko uśmiechnęła się czasami kiedy i my to robiliśmy. Louis chyba też zauważył, że dziewczynie film nie odpowiada więc zagadnął ją.
- Nie podoba ci się?
Hannah pokręciła lekko głową uśmiechając się przepraszająco.
- Czemu od razu nie mówiłaś? Wyłączylibyśmy. - Zaśmiał się i podszedł do telewizora by wyłączyć film.
Ani mi się waż! Pomyślałam ostrząc pazurki. Jednak Louis chyba nie czytał mi w myślach i zatrzymał odtwarzanie filmu. Westchnęłam ciężko. Teraz myślał tylko o niej. Nie liczył się z moim zdaniem. Postanowiłam, że  nic tu po mnie. Nie mam ochoty widzieć ich razem. Jeśli Louisowi zależałoby odezwałby się. No właśnie.. byliśmy skłóceni a on zamiast starać się to naprawić, spędzał czas z dziewczyną u siebie w domu. Kiedy sobie to uświadomiłam zrobiło mi się naprawdę smutno. Może ja po prostu stałam się dla niego za nudna , za przewidywalna. Za stara. Wstałam i poprawiłam koszulkę.
- Muszę iść. - Ułożyłam wypowiedź w taki sposób by nie przyjąć sprzeciwu. Jednak nic takiego nawet nie nastąpiło. Louis postanowił odprowadzić mnie do drzwi zostawiając blondynkę w salonie.
- Miło że wpadłaś.
Przekroczyłam próg i spojrzałam na chłopaka. Żadnego " zadzwonię do ciebie" , " odezwę się później ", " widzimy się niedługo ". Przytaknęłam więc niemal niezauważalnie i założyłam włosy za ucho. Powiedz coś , cokolwiek. Upewnij mnie, że między nami nic się nie zmieniło, że nasza przyjaźń wcale nie ucierpi na twojej znajomości z tą dziewczyną. Albo mnie uderz. Zrób cokolwiek chcę, cię poczuć, chcę poczuć cokolwiek. Wewnętrzna walka jaka się we mnie odbywała trwała zalewie w rzeczywistości zaledwie sekundę, dla mnie to była wieczność męki.
Na jego słowa uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam w kierunku swojego skutera.
- Eleanor! - Usłyszałam za swoimi plecami. Odwróciłam się szybko mając nadzieję, że stanie się coś co utwierdzi mnie w przekonaniu, że wszystko jest takie jak zawsze było. - Zostawiłaś swoje jedzenie.
Trzymał w ręce wielką reklamówkę z przekąskami.
- Zachowaj to. Nie będzie mi potrzebne. Poczęstuj może Hannah?
- O. Ok dzięki. - Nie wyczuł sarkazmu. Co za kretyn. Zamknął drzwi. Nawet nie odprowadził mnie wzrokiem jak zawsze to robił. Wsiałam na skuter a kiedy nakładałam kask ujrzałam małą mokrą plamkę na moich jeansach. Czy ja naprawdę uroniłam łzę?

czwartek, 23 lutego 2012

8 Rampa / Jest źle

Rozdział VIII


Wakacje kończyły się nieubłaganie. Dowiedziałam się, że rodzicom nie jest spieszno do domu i będę musiała dalej radzić sobie sama. Nie przeszkadzało mi to, ale czasem przydałby się w domu ktoś z kim mogłabym porozmawiać, albo mógłby być ze mną ktoś kto raz na jakiś czas mógłby zrobić mi chociaż kanapkę. Moi przyjaciele doskonale spełniali swoje role jako przyjaciele. Często spotykałam się z Angie i Bianką, rzadziej z Louisem. Kiedy zaczął się rok szkolny wszystko nabrało poprzedniego tempa. Poranne wstawanie, lekcje, powrót do domu, odrabianie prac domowych i właściwie już był czas na sen. Do tego ciągłe trucie nauczycieli o maturze która ‘ zbliżała się wielkimi krokami’. Jako dobra uczennica, nie musiałam za bardzo martwić się o swoją przyszłość. Byłam prymuską, czego wymagała ode mnie prywatna szkoła. Jedyne co mnie martwiło to to że za mało czasu spędzałam z Louisem. Przyjaciółki miałam codziennie w szkole i jeszcze w drodze do domu. Chłopak chodził do innego liceum i mieszkał daleko ode mnie. Zostawało nam tylko wieczorne dzwonienie do siebie, co i tak nie było wystarczające.
Ten rok minął jak pstryknięcie palcem.
Nauka. Matura. Wyniki. Egzaminy na studia.
W między czasie kilka sesji, pokazów.
Nastał czerwiec. Znałam już Louisa ponad rok i naprawdę byliśmy idealnymi przyjaciółmi. Znaliśmy się jak łyse konie. Nie wierzyłam, że tak krótki czas może tak wpłynąć na moje relacje z L. Przestałam myśleć o nim jak o chłopaku. Doskonale sprawdzał się w roli kumpla (brata, którego zawsze chciałam mieć).
W szkole po egzaminach zrobiło się trochę luźniej i mogłam w końcu spotkać z Lou bez poczucia, że nie mam wszystkiego dopiętego na ostatni guzik.
- Hej. Co słychać? – Odezwał się do słuchawki. W tle leciała jakaś skoczna melodia. Uśmiechnęłam się na dźwięk jego głosu.
- Nareszcie lato. Może przestanie padać choć na chwilę. Dzisiaj jest nawet ładnie. Masz coś do roboty? Może się spotkamy?
- Jasne. Możemy pójść do parku.
Naszym miejscem przez wiosnę stała się wielka rampa w skate parku. Kupowaliśmy zawsze coś do jedzenia i przesiadywaliśmy tam sporą część słonecznych dni. Rzadko kiedy ktoś tam jeździł na desce ze względu na opłakany stan rampy.
- Wezmę słonecznik.
- Do zobaczenia na miejscu.
Jak zawsze, krótko zwięźle i na temat. Tak jak lubiłam. Narzuciłam na siebie jeansową kurtkę i wsunęłam do kieszeni przygotowaną już paczkę słonecznika. 

Chłopak już czekał na mnie na miejscu. Siedział na górze i przywitał mnie szerokim uśmiechem. Stanęłam na środku rampy i rozbiegłam się.  Podbiegłam raz z jednej strony raz z drugiej by nabrać prędkości. Jak zwykle nie wyrobiłam i musiałam liczyć na silne ramię Louisa. Kiedy wciągnął mnie na górę usiadłam i położyłam pomiędzy nas paczkę z ziarnami.
- Jak minął tydzień?
Zapytał biorąc garść ciemnych ziarenek i zaczął dłubać.
- Pojechałam na pokaz po czym jak zwykle nic nie robiłam. Czekam na wakacje. Chcę, żeby było jak dawniej. Kiedy jeździliśmy na imprezy, do kina i wskakiwałeś mi do łóżka.  A co u ciebie, masz dziwną minę?
Chłopak zaśmiał się podejrzanie i położył się opierając na łokciach.
- Do domu obok mojego wprowadziła się urocza blondynka. Ma na imię Hannah.
- Uuuu.. co ty nie powiesz? Może w końcu sobie kogoś znajdziesz.

Zaśmiał się ponownie. Zachowywał się dziwnie, był jakiś taki… nie mój. Sztuczny, zestresowany.
Nie potrafiłam tego określić.
- Rozmawiałem z nią chwilę. Haha.. a wczoraj została sama w domu i musiałem pomóc jej bo wywaliło u niej korki.
Zaśmiałam się wymuszonym, sztucznym śmiechem. Zadzwonił mu telefon. Spojrzał na wyświetlacz.
- To ona.
Odwróciłam głowę kiedy zaczął z nią rozmawiać, jakbym nie chciała podsłuchiwać, ale nie miałam wyjścia.
- Hej Hannah. Nie nic nie robię. Znowu wywaliły ? Hahahaha. Co? Jasne. Pewnie. Hahaha.
Był tak podniecony, że aż go nie poznawałam. Spojrzałam na niego przelotnie. Uśmiechał się jak małe dziecko, jakby rozmawiał ze świętym Mikołajem.
- Jasne, zaraz będę. Nie nie ma sprawy, do zobaczenia.
Spojrzałam na Louisa z wyrzutem.  Co? Co to miało wszystko znaczyć? Nie minęła minuta, a on już miał sobie iść? Przeniósł wzrok na mnie chowając telefon do kieszeni, na jego twarzy wciąż widniał ten głupkowaty uśmiech. Ciągle miał ją w głowie.
- Serio? – Zapytałam zniesmaczona. Chłopak poczuł się zmieszany. Widział, że jestem na niego zła. Ale czy można mi się dziwić?
- Eleanor, przepraszam. Ale ona jest sama w domu. Jej rodzice wciąż pracują.
- Jest dzień. Nie potrzebuje światła. A my nie widzieliśmy się przez cały tydzień.
- Nie chodzi tylko o światło. Przecież nie tylko oświetlenie jest na prąd. Jesteś zła?
- Nie widać?
- Spotkajmy się innym razem. Może jutro.
- Nie ważne. – Powiedziałam i podsunęłam się od krawędzi rampy by zjechać z niej na dół. Chciałam ześlizgnąć się na powierzchni butów ale nie udało mi się zachować równowagi i przechyliłam się na przedramię. Przetarłam sobie rękę, strasznie piekło. Syknęłam z bólu i spojrzałam na zakrwawioną powierzchnię zdartej skóry. 
- Nic ci nie jest? - Zatroskanie Louisa było słyszalne w głosie. 
Odwróciłam się tylko posyłając chłopakowi piorunujące spojrzenie. Wygłupiłam się. Ruszyłam pewnym krokiem w kierunku domu. Z bolącą ręką i dumą.
- Eleanor! - Wrzasnął za mną. Zatrzymałam się, jednak nie miałam zamiaru się do niego odwracać. - Nie wygłupiaj się. Chodź do niej ze mną. Później możemy pójść do mnie. 
Postanowiłam jednak na niego spojrzeć. Obróciłam się na pięcie. Chłopak dalej siedział na rampie.
- Ale mięliśmy się spotkać tu. - Powiedziałam cicho. - Zresztą. Muszę już iść. Zapomniałam, że mam.. coś do zrobienia w domu. Mama mi kazała .. na razie. Odezwij się jak będziesz miał ochotę. Tylko wiesz, wtedy kiedy na pewno będziesz mógł się spotkać tak żeby nie marnować mojego czasu. 
Machnęłam luźnymi rękoma i skrzywiłam się czując pieczenie przedramienia.
Ruszyłam szybkim tempem w kierunku domu. Zaszkliły mi się oczy. Chyba byłam po prostu zmęczona.



***
To jakiś koszmar. 
Jedna wielka kupa.
Boże zabierz mi ręce żebym
przestała pisać takie GNIOTY!



środa, 22 lutego 2012

7 Kino / Noc


Rozdział VII
- Nie sądziłam, że wskoczysz mi do wyra!




Przez kolejny tydzień nie widziałam się z Louisem. Myślałam o nim często, ponieważ nie mogłam przyjąć do wiadomości, że tak dobrze sobie radzi z tym, że nie dostał się do programu.  Może to dlatego, że to była z jego strony całkowicie spontaniczna decyzja? A może dlatego, że jak było już po wszystkim zjadł wielkiego kebaba? Nie wiem.   Postanowiłam jednak teraz poświęcić trochę czasu dziewczynom. Tym bardziej, że Bianka wróciła z Węgrzech, chciałam z Angie jakoś odciągnąć jej uwagę od całej tej historii z Nathanem, wciąż czułam, że przyjaciółka się z tego nie otrząsnęła. Kilka dni spędziłyśmy u mnie kilka u każdej z nich. Głównie jednak siedziałyśmy u mnie ze względu na nieobecność moich rodziców. Piłyśmy tanie wino, jadłyśmy świństwa i oglądałyśmy najgorsze romansidła jakim udało się trafić na płyty dvd. Osobiście wolałam dobre dramaty, ale Angie się uparła. Zawsze była górą. Potrafiła negocjować, czasem przychodziło jej to aż za łatwo. Nie wyobrażałam sobie bez nich życia. Cały tydzień wystarczył bym zmęczyła się towarzystwem tylko płci pięknej.
- Cześć  płci brzydka.-Odezwałam się do słuchawki.
- Cześć płci brzydka.- Powtórzył po mnie Louis.
- Lou, ja jestem płcią piękną. Nie przekręcaj z góry narzuconych zasad.
- Ale jesteś wyjątkiem. Co tam brzydalu?-Westchnęłam.
Siedzę w domu i zastanawiam się czy tak samo jak ja masz ochotę pójść do kina. Grają Avatara. Chciałabym to zobaczyć.
- Hym. Myślałem o tym filmie ostatnio. Też chciałbym go zobaczyć.
- Jest organizowane kino na powietrzu za McDonaldem. Wiesz, takie jak z filmów.
- Takie, że podjeżdżasz samochodem i oglądasz we własnym wozie? –Wszedł mi w słowo.
- Tak, dokładnie. Seans zaczyna się o 19. Przyjedź wcześniej bo mogą być tłumy.
- Ok. Nie ma sprawy. Do zobaczenia.
Rozłączył się.


- Louis spóźniłeś się!
Skarciłam go wsiadając do samochodu.
- Nie chciał odpalić. Byłbym na czas gdyby nie ten nieszczęsny wóz. –Chłopak uderzył dłońmi o kierownicę mając nadzieję, że samochód odczuje jak jest na niego wściekły i okaże skruchę.
- Lepiej się pospieszmy. Choć i tak już się nie dopchamy.
- Spokojnie El, damy radę. Nie takie rzeczy się robiło. To na pewno będzie prostsze niż niespodziewany udział w X-factorze. – Zaśmiał się.
- Ty już mi lepiej nie mów o tym nieszczęsnym programie niedoceniającym młodych wykonawców i niszczący marzenia kontrowersyjnym komercyjnym czaso zabijaczu szydzącym z młodych ludzi chcących.. Przerwałam kiedy zorientowałam się jak na mnie patrzy.
- Skończyłam już, możesz przyspieszyć?
Chłopak zaśmiał się i spełnił moją prośbę.
Tak jak się spodziewałam na miejscu zastaliśmy cały zapełniony parking i trawniki. Spojrzałam oskarżająco na chłopaka po czym on sparodiował moją minę i spojrzał w ten sam sposób na Mustanga. Zaśmiałam się.  
Zaparkowaliśmy ulicę dalej ze względu na brak miejsc. Może najdzie się ktoś znajomy kto użyczy nam miejsca w swoim samochodzie skąd spokojnie moglibyśmy obejrzeć film. Jednak tak się nie stało znając moje szczęście.
- Patrz. – Powiedziałam szturchając chłopaka w ramię wskazując jednocześnie wielkie drzewo z rozgałęzionymi badylami. – Idealne miejsce. Po chwili wdrapywaliśmy się na drzewo starając się nie pobrudzić żywicą. Znalazłam idealną gałąź, praktycznie można się było na niej położyć i spokojnie spędzić noc. Oparłam się o pień i wyciągnęłam z kieszeni paczuszkę m&m’sów. Louis uwielbiał niebieskie a ja czerwone. Najpierw wybieraliśmy z paczki faworytów licząc których było więcej, później dopiero przychodziła pora na tych mniej lubianych.
Film spodobał mi się. Uznałam z Louisem że ostatecznie moglibyśmy być takimi niebieskimi ludźmi. Ja chciałam mieć takie wielkie oczy a Louis ogon i predyspozycje do strzelana z łuku, jak kto woli.
Opchani kolorowymi orzeszkami w czekoladzie siedzieliśmy na drzewie jeszcze długo po skończeniu seansu. Wszyscy odjechali a my zostaliśmy w całkowitych ciemnościach.
- Louis? Mogę cię zdenerwować?
- Tylko nie wspominaj znowu o X-factorze. Proszę.
Nie odezwałam się więc. Kiedy Lou domyślił się, że jednak o to chciałam zagadnąć uśmiechnął się zachęcająco.
- Więc co chcesz powiedzieć?
- Obiecaj mi, że weźmiesz udział w tym programie za rok. Oni dali ci do zrozumienia żebyś wrócił, a ja jestem pewna że jak znajdziemy ci odpowiedni repertuar to powalisz wszystkich na kolana.
- Miło że tak myślisz, ale nie wydaje mi się , żeby to był program dla mnie. Wolę śpiewać na urodzinach kuzynki na stole lub przed kamerą laptopa. To mój świat.
- Widziałam cię na scenie. Widowni się podobałeś.
Chłopak uśmiechnął się szeroko. Mimo ciemności dałam radę ujrzeć jego białe zęby.
Po chwili jednak ziewnął.
- Nudzę cię?
- Nie. Zastanowię się nad programem ok? Podobało mi się śpiewanie na scenie, przyznaję. Może za rok się przekonam. Teraz wracajmy do domu dochodzi  11 p.m.
W drodze powrotnej nie dałam rady wytrzymać nie zasypiając. Ale chłopak mnie nie zagadywał, sama też nie miałam ochoty za bardzo rozmawiać. Byłam strasznie zmęczona.  Louis zatrzymał się na podjeździe i spojrzał na mnie. Musiałam wyglądać komicznie z rozdziawioną paszczą jak stary pelikan. Nienawidziłam tak zasypiać. Nie dość, że po przebudzeniu boli kark, robi się sucho w gardle to jeszcze możesz skończyć z kompromitującą fotką na facebooku. Chłopak przybliżył się do mnie i spojrzał na moje zamknięte powieki uśmiechnął się lekko po czym chwycił minie za nos pozbawiając oddechu. Chrząknęłam i natychmiast się przebudziłam.  Na nogi postawił mnie dodatkowo głośny śmiech chłopaka któremu żart bardzo się spodobał.  Oberwał ode mnie pięścią w brzuch i kuląc się na kierownicy włączył klakson.
- Czyś ty zwariował? Pobudzisz sąsiadów.
- To bolało.- Wypiszczał wracając do użalania się nad sobą.
- Sądzę że ty napędziłeś mi większego stracha.
Zaśmialiśmy się. Przełknęłam kilkakrotnie ślinę starając się nawilżyć wysuszone gardło. Wyszłam z samochodu i doczołgałam się do drzwi by je otworzyć. Chłopak zamknął samochód i poszedł mnie odprowadzić.
- Dam radę dojść sama, dziękuję nosozatykaczu.
- Nie zaprosisz mnie do środka?
- Jestem zmęczona, możemy to przełożyć.
- Yyyyy… nie.
Westchnęłam uchylając drzwi i puszczając go przodem. Zamknęłam za sobą drzwi na zamek.
- Spokojnie nikt nas nie ukradnie. – Zażartował Louis starając się być śmiesznym.
- Żartuj sobie śmiało, ja jednak czasem mam stracha zostając sama na noc w pustym domu. Ludzie plotkują, to żadna tajemnica że mieszkam sama.
- Mogę zamieszkać z tobą.-Oznajmił chłopak całkiem pewnie i prawie się nabrałam na jego poważny ton.
- Wyobrażasz sobie nas mieszkających razem?-Zaśmiałam się głośno.- Przecież ty przed chwilą prawie mnie udusiłeś. Czego mogę się spodziewać po tobie po całej nocy spędzonej razem.
- Hej.. wolnego! Numerku nie było w pakiecie. – Zaśmiał się a widząc moją minę kontynuował.- Będę twoim osobistym ochroniarzem. Zaopiekuję się tobą. Oj.. dawaj. Będzie fajnie. Widziałem u ciebie w salonie fajną kolekcję filmowych hitów. Możemy coś obejrzeć.
- A więc o to ci chodzi.
Nie miałam siły się sprzeciwić, wolałam, żeby już przestał ględzić i pozwolił mi położyć się spać.
- Dobrze oglądaj sobie. Ja idę na górę do siebie. Koc wiesz gdzie jest, ostatnio bawiłeś się nim w gąsienicę.
- Tortillę.. – Poprawił mnie szybko.
- Nie ważne. Nazwa nie zmieni faktu że owinąłeś się kocem i turlałeś po podłodze. Idę spać.  Dobranoc.- Powiedziałam stanowczo chcąc udać się na górę do mojego pokoju.
Po chwili leżałam u siebie w przytulnym łóżku, zasnęłam bardzo szybko wraz z dźwiękami rozpoczynającego się na dole filmu.
Louis musiał oglądać jakiś film akcji, albo western czy coś w tym rodzaju. Miałam koszmar z bardzo realistycznym podkładem ‘muzycznym’: strzelaniny, krzyki, piski. Do tego uciekające cienie, rozmazane twarze.  Zerwałam się z łóżka uderzając ręką o coś twardego. To była twarz Louisa.
- Louis! O matko co ty tutaj robisz?
Chłopak nie był w stanie odpowiedzieć na moje pytanie. Trzymał się za nos i jęczał z bólu.
- Jak to co? Pozwoliłaś mi tu wczoraj zostać.
- Nie sądziłam, że wskoczysz mi do wyra.
- Kazałaś mi wziąć koc.
- Miałeś spać na kanapie. Albo w ostateczności w sypialni rodziców.
- Kanapa jest niewygodna a w łóżku twoich rodziców czułbym się … daj spokój wiesz jakbym się czuł.
Uspokoiłam się i usiadłam opierając się plecami o ścianę i kładąc nogi na brzuchu chłopaka. Zaśmiałam się.
- To za wczoraj.
- Przecież już oddałaś mi. Cios w brzuch pamiętasz?
- Aha.. przepraszam. Idź się uczesz, a ja idę usmażyć naleśniki.
Chłopak westchnął zadowolony i pomasował jeszcze przez chwilę obolały nos. Miałam zamiar wykonać zwinnego susa przez chłopaka jednak wylądowałam prosto na nim. Jęknął z wymuszoną przesadą, przynajmniej taką miałam nadzieję, odwracając się na drugi bok z ‘bólu’. Ja tylko spojrzałam na niego krzywo i zeszłam na dół do kuchni przygotować nam śniadanie. 

poniedziałek, 20 lutego 2012

6 X factor



Rozdział VI
- Jak to chcesz wystąpić w X factorze?


Obudziłam się ze straszną ochotą na papierosa. Ogólnie nie palę, ale mam chwile kiedy muszę po niego sięgnąć. Narzuciłam na siebie to co akurat miałam pod ręką i podeszłam do szafy. Spod koszulek wyciągnęłam paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyszłam przed dom i usiadłam na schodach. Obserwując przejeżdżające samochody spaliłam dwa, jeden po drugim. Było około 10 a.m. Zrobiłam się głodna, podniosłam się więc z miejsca chcąc wrócić do środka, kiedy usłyszałam dźwięk silnika. Odwróciłam się. To był Louis.
- A jednak go kupiłeś.
Powiedziałam uśmiechając się. Chłopak zdecydował się jednak samochód na którego próbowałam go wczoraj namówić. Czerwony mustang i Louis w białej koszuli  prezentowali się razem znakomicie.
- Miałaś rację. On ma w sobie to coś.
- Jaki wóz taki właściciel.- Zaśmiałam się i schowałam paczkę papierosów pod doniczkę. – Co tu robisz?
- Wiesz. Musisz ze mną gdzieś podjechać.
- Gdzie? Nie byliśmy nigdzie umówieni.- Spojrzałam na niego zdziwiona. Było wcześnie a on już chciał mnie gdzieś porywać? Bez śniadania?
- Postanowiłem jednak wziąć udział w tym całym X-factorze. To może być .. interesujące.
- Żartujesz sobie, tak?- Nie wiedziałam co mam myśleć. Dlaczego tak nagle zmienił zdanie.
- Miałaś rację co do samochodu. Może i teraz się nie mylisz.
- I dziś masz zamiar wziąć w nim udział? W X-factorze. I ja mam jechać z tobą? Byś wziął udział w programie? X-factor?
- Dlaczego tak się dziwisz?
Uśmiechnęłam się tylko i ruszyłam w jego stronę przybijając wcześniej piątkę.
- Jedziemy zdobyć trzy razy „tak”!
Wróciłam się na chwilę do domu by zamknąć go i zabrać wszystko co potrzebne. Castingi odbywały się 25 km od Doncaster. Gdyby mnie uprzedził przynajmniej bym się jakoś na to przygotowała, a tak to nawet nie wiedziałam co ma zamiar zaśpiewać. W drodze powiedział mi, że w nocy mu się przyśniłam. Uznał to za proroczy sen.
- To musiał być koszmar!-Zaśmiałam się.
- Posłuchaj. Byliśmy u ciebie w pokoju. Rozmawialiśmy jak to było świetnie na castingach i o tym, że przeszedłem do kolejnego etapu. Tak mi się ten obrazek spodobał, że postanowiłem, że sprawię by się ziścił.-Zaśmiał się w swój specyficzny sposób i przyspieszył.
- A co będzie jeśli nie przejdziesz dalej? Jeśli plan nie wypali a sen nie spełni się?
- Wtedy będziesz mnie pocieszać jak będę płakał do twojego ramienia.
- To raczej ja będę płakała.
Zaśmiał się i zaczął nucić Green Day- time of your life.
- To masz zamiar zaśpiewać na castingu?
- Owszem. A teraz przez całą drogę będę ćwiczył. –Chciał mi zrobić na złość, ale uprzedziłam go, że jego plan nie wypali, bo ja uwielbiam go słuchać.

Kiedy dotarliśmy na miejsce byłam w szoku. Widziałam w telewizji ilu ludzi przybywało wziąć udział w całym projekcie, ale nie miałam pojęcia, że to aż tylu uczestników. Chwyciłam Louisa za koszulkę.
Chłopak złapał mnie pod rękę i zaczęliśmy się przeciskać przez tłum. Po trzech godzinach mogliśmy wypełnić jego formularz zgłoszeniowy a po 4 Lou otrzymał swój numerek. 65790. Przykleiłam mu go do klatki piersiowej i poprawiłam kołnierz. Nie wierzyłam, że tu jestem. Jeszcze jakiś czas temu miałam zamiar zająć się oglądaniem telewizji. A teraz.. stoję tu w teatrze gdzie zaraz wystąpi mój przyjaciel przed tysiącem ludzi. Byłam chyba bardziej zestresowana niż on sam. Stałam przy nim kiedy on rozmawiał z innymi uczestnikami. Nie słyszałam o czym rozmawiają, wyłączyłam się. W końcu przyszedł czas na Louisa. Zaprowadzono nas pod scenę. Nie mogłam przełknąć śliny. Słyszałam gwar na sali. Widziałam scenę i wielkiego ‘iksa’ na jej środku.
- Boże zaraz będziesz tam stał.
- Tak. Dokładnie.
Zaśmiał się chłopak łapiąc mnie za ramiona.
- Eleanor proszę uspokój się. Zabrałem cię bo jesteś mi bardzo potrzebna. Musisz mnie wspierać. Teraz martwię się, że cię tu zabrałem. Wyglądasz blado.
- Nie martw się o mnie. Skup się lepiej na swoim występie. Musisz to wygrać.
- 3, 2, 1.. wchodzisz.
Prowadzący zaczął popychać Louisa na scenę. Serce mi zamarło. Chwyciłam go za rękę. On ujął ją w dłonie i pocałował delikatnie puszczając przy tym oko. W mgnieniu oka uspokoiłam się i uśmiechnęłam do niego. Moja wcześniejsza panika była całkowicie bezpodstawna, ale chyba za dużo rzeczy spadło na mnie ot tak.
Stanęłam jak najbliżej mogłam i wpatrywałam się w profil Louisa. Uśmiechał się do jury. Musiał podbić ich serca. Tak łatwo zawładnął moim.
- Witamy. Jak się nazywasz?
- Louis Tomlinson.
- Ile masz lat?
- 17.
- I przyjechałeś z ..?
- Z Doncaster. 25 km na północ.
- Co dziś zaśpiewasz?
- Green Day- Time of your life.
- Prosimy.

Wychyliłam się jeszcze bardziej. Gdybym podeszła jeszcze trochę bliżej znalazłabym się na sene u boku Lou, więc postanowiłam się opanować i wziąć w garść. Podskoczyłam kiedy podkład muzyczny rozbrzmiał na całej Sali. Chłopak zaczął  śpiewać. Wpatrywałam się w niego uważnie. Cały teatr został zawładnięty przez znajomy głos. Uśmiechnęłam się do siebie. Byłam już spokojna.. do czasu kiedy chłopak skończył piosenkę.  Odezwał się pierwszy z jurorów.
- Bardzo dobre wykonanie. Piosenka trochę za prosta. Łatwo jej sprostać. Mogłeś wybrać coś trudniejszego. Podoba mi się twoja barwa głosu. Wydajesz się przesympatyczny. Ale to chyba nie wszystko.
Jurorka była druga w kolejce.
- Występ był niesamowity. Wydaje mi się, że szukamy kogoś takiego jak ty. Jesteś młody, dobrze śpiewasz. Jedno z najlepszych wykonań jakie dziś widziałam. Brawo.
W końcu odezwał się przewodniczący Simon.
- Muszę się zgodzić z Louisem ( pierwszy juror). Tej piosence łatwo sprostać i tak naprawdę nie mogę cię ocenić. To było za mało. Przejdźmy jednak do głosowania. Louis?
L: Niestety jak dla mnie nie jesteś gotowy a my nie jesteśmy gotowi na ciebie. Jestem na nie.
Na Sali rozległy się okrzyki protestu. Ja sądziłam, że zaraz zemdleję. Odezwała się kobieta.
- Mnie się spodobałeś. Chcę cię oglądać dalej. Tak.
Ludzie zaczęli wiwatować. Widać było, że spodobał im się występ. Wszystko leżało teraz w rękach przewodniczącego. Byłam dobrej myśli mimo tego co powiedział wcześniej.
- Nie będę owijał w bawełnę. Jesteś jeszcze młody. Możesz spokojnie jeszcze popracować nad sobą i wrócić za rok. Na dzień dzisiejszy jestem na nie.
Zadźwięczało mi w uszach. Louis podziękował i uśmiechnął się. Ruszył w moją stronę, zauważył, że jestem załamana. Podszedł do mnie i objął mocno.
- Byłeś niesamowity. Nie wiem dlaczego cię nie przyjęli. Niech ja im tylko..
Louis się zaśmiał i poczochrał mi fryzurę. Skrzywiłam się lekko i chwytając go za ramiona okręciłam o 180 stopni i wskoczyłam na barana.
- Spadajmy stąd. Jestem głodny.


niedziela, 19 lutego 2012

5 Mustang

Rozdział V
- Jedziemy do mnie. Wiem co będziemy robić.






Przez cały tydzień kiedy podświadomie czekałam na powrót Louisa z wyjazdu rodzinnego, spotykałam się z Angie. Tylko ona została mi w mieście bo Bianka przebywała na Węgrzech skąd pochodziła. Z dziewczynami znałam się od niedawna, ale od razu znalazłyśmy wspólny język. Nie mogłam wytrzymać dnia bez co najmniej jednego smsa od obydwu dziewczyn. Dni mijały strasznie wolno, a tak bardzo chciałam już się przekonać w czym jestem potrzebna Louisowi. Cierpliwość nie była moją mocną stroną.
Dziś umówiłam się  z Angie w klubie ‘ Black Sheep’ w centrum miasta. Nie miałam ochoty szaleć, ani się szykować na imprezę, jednak jeszcze bardziej nie uśmiechało mi się samotne siedzenie w domu. Przed wyjściem zadzwoniłam do Bianki.
- Hej B. Co u ciebie? Jak wakacje?
- Ohhh.. daj spokój. Tutaj cały czas pada. Jest jeszcze gorzej niż w Anglii. Spotykam się ze starymi znajomymi z którymi już w zasadzie nic mnie nie łączy. Chciałabym być z wami. Co robicie?
- Dzisiaj Angie porywa mnie do Czarnej Owcy.
- Z tonu twojego głosu wynika, że bardzo się cieszysz.
- Jestem zmęczona. Ale siedzieć w domu nie zamierzam.
- Rozumiem. Poszłabym z wami. Tam podają takie smaczne drinki. I jest tam taki przystojny barman.
- Bianka! – Zaśmiałam się do słuchawki.
- Ah. Miałam ci powiedzieć. Louis wypytywał mnie ostatnio o ciebie. Czyżbyś kręciła z moim kuzynem?
- Nic tych rzeczy. Jest wspaniały zyskałam nowego przyjaciela.
- No ja myślę. – Wyczułam w jej głosie podtekst. A może ona w moim. Jednak ja naprawdę nie miałam zamiaru wciągać się w żadne związki.
- Słuchaj. Muszę już lecieć. –Powiedziałam.
- Nie chcesz wiedzieć co mówił Louis?
- Nie. Dobranoc. Odpoczywaj i myśl o nas.
- Dobrze. Będę. Pa.
Rozłączyła się. Oczywiście, że chciałam wiedzieć co mówił o mnie Louis. A w szczególności o co wypytywał  moją przyjaciółkę. Wolałam jednak pozostać w ukryciu. Czyżbym właśnie okłamała Biankę?

Obudziłam się  z bólem nóg. Wczorajszy wieczór był niesamowity. Jak mogłam nie chcieć iść na tę imprezę. Spotkałam tam fotografa który zaprosił mnie na sesję zdjęciową. Będę więc miała zajęcie na najbliższe kilka dni i czas minie mi szybciej. Miałam nadzieję.

W końcu nadszedł upragniony wtorek. Minął już pierwszy miesiąc wakacji a na dworze robiło się coraz goręcej. I dobrze, uwielbiałam upały. Szczególnie tu w Anglii gdzie słonecznych dni przypadało na naszą kochaną wyspę naprawdę mało. Posprzątałam mieszkanie mając przy sobie cały czas telefon oczekując na wiadomość bądź telefon od Louisa. Zachowywałam się trochę jak opętana, jednak nie potrafiłam odpuścić. Chłopak sprawiał, że czułam się dopełniona. W końcu zadzwonił.
- Hej. Już wróciłem. Będziesz gotowa za 15 minut? Przyjadę po ciebie.
- Jasne. A co będziemy robić?
- Powiem ci jak się zobaczymy.
Westchnęłam tyko oscetacyjnie do słuchawki, w odpowiedzi usłyszałam jego dźwięczny śmiech. Także się zaśmiałam i rozłączyłam. Spakowałam wszystko co niezbędne do torebki i wyszłam przed dom zamykając go wcześniej na klucz. Po chwili chłopak podjechał na podjazd i wyszedł z samochodu.
- Cześć. Nareszcie jestem w domu.
- To mój dom Louis.
- Co za różnica. Ważne, że nie jestem u ciotki w Brighton.
- Byłeś nad morzem? I tęskniłeś za Doncaster? Słyszysz się?
- Kiedyś pojedziemy tam razem i zobaczymy ile wytrzymasz z moją ciotką.
- Proponujesz mi wyjazd czy straszysz Cecylią?
- I to i to.
Zaśmiałam się i spojrzałam na samochód Louisa.
- Jedziemy? – Zapytałam. Chciałam już być tam gdzie chciał mnie zabrać. Usiadłam na siedzeniu pasażera kładąc torebkę na kolanach.
- Powiesz mi gdzie jedziemy? Zaczynam się denerwować.
- Dobrze. Pomożesz mi przy kupnie samochodu.
- Naprawdę? To ja czekałam cały weekend na to, żeby pomóc ci w doborze samochodu? -Czy ja zdradziłam właśnie że czekałam na niego przez ten cały tydzień. Powinnam uważać na słowa.
- Ale Eleanor. To dla mnie bardzo ważny wybór. Powinnaś się cieszyć, że wybór padł właśnie na ciebie.
Uśmiechnęłam się lekko. Miał rację. Dla faceta wybór swojego samochodu to poważna decyzja. A on wybrał właśnie mnie jako swoją pomoc przy wyborze nowego cudeńka.
- Dobrze. Skoro tak to bardzo się cieszę.

- Wybierz czerwonego Mustanga.
- Chcę czarnego  Mercedesa.
- Jest odrapany. Wybierz Mustanga. Ma klimat, jest piękny.
- Ale Merc ma więcej koni mechanicznych.
- Zabijesz się na nim. Mówię ci wybierz Mustanga.
Chodziliśmy już po placu od dwóch godzin. Obejrzałam i siedziałam w tysiącach śmierdzących aut. Louis postanowił kupić używany wóz. Więc nie byliśmy w klimatyzowanym salonie tylko na placu z mnóstwem samochodów wystawionych na sprzedaż.
- Louis będziesz wyglądał w nim znakomicie. I ja zresztą też. Wybierz Mustanga.
- Zastanowię się. Wracajmy.
Byłam rozczarowana, że nie zdecydował się na żaden z samochodów. Ale przynajmniej miał sprecyzowany swój wybór. Cieszyłam się na powrót do domu. Miałam dość sterczenia w upale.
- Jedziemy do mnie.  Wiem co będziemy robić.
Oznajmiłam i poszłam w stronę samochodu Lou.

Kiedy Louis zaparkował na podjeździe do mojego domu odetchnęłam z ulgą. Nareszcie koniec tej felernej wyprawy. Najpierw przygotowałam nam wodę z lodem i cytryną a później kazałam mu iść za sobą do ogrodu. Z początku protestował, że woli zostać w klimatyzowanym mieszkaniu, ale ja byłam uparta i powiedziałam, że musi to dla mnie zrobić po tym co ja zniosłam dzisiaj dla niego. Zresztą oznajmiłam, że nie będzie żałował. Poszedł więc za mną, niezbyt chętnie, ale poszedł. Zaśmiałam się z jego miny na widok palącego słońca. Typowe z nas angole. Narzekać na deszcz potrafimy cały rok. Tak samo jak na jeden dzień wymarzonej pogody o którą cały czas się modliliśmy. Wyciągnęłam z garażu wąż ogrodowy i zamocowałam w spryskiwaczu w ogrodzie. Poszłam odkręcić kurek. Woda zaczęła kapać na wszystkie strony dając natychmiastowe schłodzenie. Bryza wody była wprost idealna.
Onieśmieliłam się kiedy Louis ściągnął koszulkę.  Wyglądał naprawdę świetnie. Ku mojemu zdziwieniu zaczął przeskakiwać przez natrysk niczym mały chłopiec. Śmiał się adekwatnie do zachowania.
Zaśmiałam się głośno.
- Mówiłam, że ci się spodoba.
- Jest niesamowicie! Często tak robisz?
- Nie muszę, woda często leci w taki sam sposób z nieba.
Zaśmiał się i stanął tuż nad strumieniem wody. Był cały mokry, a ja nie mogłam oderwać od tego obrazu wzroku. Byłam z siebie dumna że stworzyłam sobie takie widowisko.
Zazdrościłam mu że tak się dobrze bawi więc sama rozebrałam się od pasa w górę i podbiegłam do niego.
- Aaaa! Zimna!
- Idealnie co?
Zapytał i okręcił się mocząc plecy. Bawiliśmy się jak małe dzieci.
Kocham wspominać ten dzień, bo wtedy oficjalnie zostaliśmy przyjaciółmi.